niedziela, 29 grudnia 2013

Melduję się.

Latam, biegam jak szalona ostatnimi czasy. Spędzam dużo czasu z swoimi przyjaciółmi, bo zjechali do naszego miasteczka na święta. Staram się korzystać z każdej wolnej chwili i czasami czuję się w swoim domu jak gość. A właściwie cały czas się tak czuje. Dziś mam wolną chwilkę, ale nadal za krótką, żeby zrealizować zaległe posty. 
Melduję się, że żyję i mam nadzieję, że w jak najszybszym czasie uda mi się zrobić to, co planuje już od tygodni! :) Nie gniewajcie się, po prostu widuje dziewczyny bardzo rzadko, bo porozjeżdżały mi się po całym świecie i na prawdę wracam nocami. Jestem w stanie odpowiedzieć na komentarze gdzieś z telefonu w biegu, ale niestety nie napisać dla Was posta. Wszystko zmieni się po 3 stycznia! Słowo daję.
Przesyłam buziaki i ściskam.
Zaraz po zabiegu przedłużania rzęs,
tak - tym nieszczęsnym zabiegu.
Jak lalka porcelanowa wyglądałam z tymi rzęsami;)





Ps. Jestem ciekawa jak spędziłyście święta i jakie macie plany na sylwestra. Myślałyście już o postanowieniach noworocznych? :)

wtorek, 24 grudnia 2013

Świątecznie.

Kochane moje!
Nigdy nie umiałam składać życzeń, dlatego też skrócę się do dwóch słów : Wesołych świąt! Żebyście wypoczęły w rodzinnym gronie, zrelaksowały się i żeby uśmiech nie znikł z Waszych twarzy. :)
Świąteczny motyw.
Ja już nie mogę się doczekać tych wszystkich świątecznych pyszności oraz przespanej nocy i poranka. W tym roku przygotowania świąteczne wprawdzie mnie ominęły, ale i tak przez te życie w biegu ostatnimi czasy jestem wykończona. Więc nic nie sprawia mi więcej radości niż fakt, że będę mogła wypocząć!:) I dobrze, bez pośpiechu się najeść ( wiem, jestem łasuchem). W dodatku w końcu będę mogła zajrzeć na Wasze blogi, odpisać na komentarze i zabrać się za tworzenie, zaległych, ale wciąż krążących po mojej głowie, notek. 

A tu choinka w moim pokoju w wersji minimalistycznej. Jest dość "dziwna", ale i przepiękna w swojej prostocie. W tym roku z tatą stawiamy na minimalizm zarówno jeśli chodzi o ozdoby z zewnątrz jak i wewnątrz domu. Przyznam się bez bicia, że prócz tej choinki nic więcej świątecznego nie mam w swoim pokoju i zdecydowanie to mi wystarcza. Ja osobiście nie przepadam za takiego typu ozdobami. Lubię świąteczne pościele, piżamki, kapcie czy skarpetki, ale niestety nie figurki czy światełka, które w moim pokoju pasowały by jak pięść do nosa. 
Jestem ciekawa co przyniósł Wam Mikołaj, w jakim gronie spędzałyście święta, czy w domu, czy może u dziadków i jakie są tradycje w Waszych domach związane z wigilijną kolacją. U nas, na przykład, po kolacji, ale jeszcze przed prezentami, śpiewa się kolędy (w związku z tym, że w mojej rodzinie każdy ma coś wspólnego z muzyką). Niestety moja siostrzenica (a kiedyś, dawno, dawno temu - ja) nie jest zadowolona z tego faktu, bo nie może się (już od przekroczenia progu domu) doczekać aż da susa pod choinkę. 
Więc jak jest u Was?
Jeszcze raz gorąco ściskam i życzę udanych świąt! 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Ku przestrodze!

Słuchajcie dziewczyny!
Jeśli któraś z Was marzy o długich rzęsach za pomocą przedłużania metodą 1:1, albo już się wręcz zdecydowała... przemyślcie to trzy razy.
Ja, Wasza "wspaniałomyślna" koleżanka, wpadłam na "genialny" pomysł...przedłużę sobie rzęsy. Koleżanka robiła, efekt był wow; dziewczyna, która się tym zajmuje jest sprawdzona...w sumie czemu nie? Nie muszę tuszować, będą dłuższe, bo ja z natury mam krótkie rzęsy (miałam, bo teraz są jeszcze krótsze). I pluję sobie w brodę, że miałam tamtego dnia pieniądze albo że w ogóle przyszło mi to do głowy.
Sama robota była wykonana bardzo dobrze. Dziewczyna, po kosmetologii, pracująca w salonie kosmetycznym, była bardzo dokładna i przesympatyczna. Pierwszy błąd jaki popełniłam...to, że pozwoliłam jej wybrać długość , bo "ja się nie znam". Byłam z lekka w szoku patrząc w lusterko i widząc nowe rzęsy, w których z moją niewinną buźką wyglądałam jak porcelanowa lalka. Nie wyglądały naturalnie (na czym bardzo mi zależały). Były zbyt długie. To nic, my bad, mogłam sama zadecydować jaka długość mi odpowiada. I to nic, że w McDonaldzie wszyscy kątem oka zerkali na mnie jak na pustaka. Cały czas czułam się w tej długości niekomfortowo, więc wpadłam na kolejny równie "mądry" plan - delikatnie je przytnę. I wszystko było na prawdę okej. Jakoś bym to zniosła, choć coraz bardziej czułam, że nie odpowiada mi te sztuczny "wachlarz" na moich rzęsach. Ale schody zaczęły się znacznie później... gdy obudziłam się rano. Oko piekło mnie niemiłosiernie (o dziwo jedno), jakbym miała coś pod powieką...choć nic tam nie było. Zaczęłam to przecierać (bo człowiek niecierpliwy), a rzęsy zaczęły lecieć jedna za drugą(oczywiście nadal mowa o jednym oku). Ani nie mogłam się wyszykować do pracy, ani nawet prowadzić samochodu...bo jedyna pozycja oka w jakim nie czułam bólu to, gdy było ono zamknięte. Piekło, piekło, cały Boży dzień psując mi przy tym humor. Wieczorem do tego wszystkiego napuchło...i moja cierpliwość się skończyła. Byłam przerażona, widząc stan mojej twarzy... widząc jak lecą mi te rzęsy razem z moimi naturalnymi, jak łzawi mi oko, jak napuchło. Trzeba działać... pogotowie odpada, bo wyślą do okulisty, okulista na niesforne rzęsy też nic nie poradzi, a kosmetyczka w niedziele wieczór nie pracuje. I tu narodził się trzeci pomysł. Poleciałam do marketu, kupiłam pierwsze lepsze ( im bardziej tłuste tym lepsze, wypadło na firmę Nivea) mleczko do demakijażu (na co dzień nie używam) i postanowiłam się ich pozbyć (bo kosmetyczka mówiła " unikać tłustych kosmetyków, bo rozpuszcza klej!"). Nie obyło się bez płaczu ("miałam być piękna na święta i sylwestra...będę chodzić bez rzęs!! Zrobię z siebie monstrum, choć i tak już jestem" - mniej więcej podobny lament), nadłubałam się przy tym z dwie godziny, obolała, wciąż przerażona, że zostanę bez rzęs... Ale nade mną chyba czuwa jakaś dobra dusza, bo udało mi się odratować...wprawdzie nieco krótsze, ale są - moje, własne jak najbardziej naturalne! Choć oko nadal piecze.
W czym morał? Dziewczyny, zanim zdecydujecie się na sztuczne rzęsy... przeanalizujcie dokładnie czy aby na pewno nie wolicie być naturalne (ja jednak wolę), czy takie rzęsy nie będą Wam przeszkadzać i jaka długość Wam się marzy. Pamiętajcie, że długie rzęsy fajnie wyglądają przy pełnym makijażu, na przykład wieczorowym, a nie koniecznie przy dziennym. I te z wrażliwszymi oczyma powinny się raczej wstrzymać. Ja do takowych nie należę, a mimo wszystko wystąpiła u mnie reakcja alergiczna. Naklnęłam się przy tym, naryczałam, nadłubałam, bolało jak diabli i szkoda było mi wydanej na tą głupotę kasy. Uważam to za najdurniejszy pomysł jaki kiedykolwiek wpadł mi do głowy. I dziękuję Bogu, że udało mi się je zdjąć i że pozostały jeszcze te naturalne . I modlę się, żeby oko przestało boleć i żeby nie wdało się żadne zapalenie spojówki. Efekt, który zastałam nie był wart tylu godzin leżenia u kosmetyczki, ani tymbardziej tego cierpienia jakie przeszłam. Wiem, że są dziewczyny, które chwalą. Wiem, że co miesiąc dopełniają i nie wyobrażają sobie życia bez sztucznych rzęs. Przypuszczam, że gdyby nawet były krótsze, dużo krótsze to nadal przeszkadzało by mi to, że mam coś sztucznego na sobie (z tego samego powodu nie mogłabym przedłużyć włosów). Ale człowiek głupi puki sam się nie przekona. Chciałam wyglądać pięknie, mieć seksowne spojrzenie, a wyszło na odwrót. Także naturalne mimo wszystko górą.
Buziaki.

środa, 18 grudnia 2013

Wasze propozycje prosto z Douglasa:)

Cześć Dziewczyny!
Chciałam się Was poradzić! Dostałam od mojej Mamy Chrzestnej kartę podarunkową, którą mogę zrealizować w drogerii Douglas i właśnie zastanawiam się jak można ją rozsądnie wydać. Może Wy macie coś, co szczególnie polecacie do wypróbowania z tych "wyższych półek"? Jakiś róż, puder, pomadkę, a może coś z pielęgnacji czy perfum? Karta jest na sumę 100 złotych, ale jeśli to będzie coś wyjątkowego to jestem gotowa dołożyć z swoich pieniążków. Czekam na szybkie odpowiedzi, bo najchętniej już jutro bym się tam wybrała!

Karta przed rozpakowaniem. Prawda, że przeurocza kokardka?

Dodam jeszcze, że to świetny pomysł, jeśli nie wiecie jaki sprawić prezent świąteczny swoim mamom, siostrom czy przyjaciółkom. Karta była tak przepięknie zapakowana, że żal było mi ją "rozbierać". Możecie wybrać sumę podarunku w zależności od Waszych możliwości finansowych czy okazji. A w drogerii każda kobietka znajdzie coś dla siebie, jestem tego pewna!

Tu już po "rozbiórce" :)

Ciocia sprawiła mi na prawdę dużą przyjemność. Bardzo, bardzo mocno tęsknie i ściskam!!
A Was dziewczyny serdecznie pozdrawiam i czekam na pomysły!:)

wtorek, 17 grudnia 2013

W emocjach (negatywnych)

Nienawidzę, gdy ludzie mnie zawodzą. Gdy na coś się nastawiam, a nagle ktoś krzyżuje moje plany. Nienawidzę zmian terminów spotkań. Nienawidzę zmian i zmian planów. Nienawidzę, gdy ktoś mnie olewa i nie jest ze mną szczery. Nienawidzę ludzi, którzy są dwulicowi, tak zwanych "z przodu uśmiech, z tyłu pałka". Lubię mieć jasną i klarowną sytuację. Cholernie przyzwyczajam się do ludzi. Przyzwyczajam się do miejsc i do rzeczy. Dlaczego ludziom tak trudno to zrozumieć? Dlaczego zawsze muszą coś zniszczyć? Dlaczego muszą ranić? Dlaczego najpierw obiecują, później wystawiają do wiatru? Każda taka sytuacja niszczy mnie od środka. Sprawia, że zamykam się w sobie. Że odpycham tych ludzi. Bo ja nie chce cierpieć przez takie przypadki. Nie chce być olewana, nie chce być wystawiana do wiatru. I jeszcze bardziej to boli, gdy zawodzą Cie najbliższe osoby. Jest mi cholernie przykro. Szczególnie, że spotyka mnie to coraz częściej. I niestety jestem pamiętliwa...

Sesja w Londynie, z bratem mojej przyjaciółki, S. ;)

Musiałam sobie ulżyć! Bo mnie nerwy zjedzą zaraz! :D Wybaczcie. Chyba też tak macie, prawda? U wszystkich świątecznie, a u mnie takie smęty. Ale obiecuję poprawę i już szykuję dla Was coś świątecznego! Po świętach może uda mi się zrealizować dwa zaległe posty, które chciałam Wam koniecznie przedstawić!:) Ale to jak będę miała dłuższą wolną chwilę.
Buziaki!


sobota, 14 grudnia 2013

Praca, praca, praca.

Cześć Dziewczyny!
Mam tyle postów w głowie, rozpisanych gdzieś cichcem w zeszycie, zaplanowanych, ale szczerze mówiąc nie mam czasu, żeby je dla Was przygotować . Teraz przed świętami pomagam mojej byłej szefowej w sklepie i przyznam, że jest tam istne urwanie głowy. Nie ma kiedy tyłka posadzić na krześle, żeby odsapnąć. Jutro z kolei mam zajęcia (uczę się zaocznie), a od poniedziałku znów cały tydzień pracujący. Jak przychodzę to albo padam i momentalnie zasypiam, albo lecę dalej załatwiać swoje sprawy czy spotkać się z bliskimi. Odliczam dni do świąt, bo chyba tylko wtedy będę miała okazję porządnie się wyspać (tęsknie za tym). Przypuszczam, że Wy też pewnie macie dużo pracy...uczniom zbliża się koniec semestru, więc ewentualne poprawianie ocen czy zaliczanie zaległości,  a pracującym...to też zależy od stanowiska. Panie pracujące w sklepach, bez znaczenia w jakich, wiedzą o czym mówię pisząc, że jest urwanie głowy. Z resztą robiąc zakupy, rozglądając się za prezentami możecie to same zauważyć. Tylko my stoimy "z drugiej strony lady". 
Tak więc cały czas o Was pamiętam, z resztą staram się Wam odpisywać na komentarze i odwiedzać Wasze strony na bieżąco. 
Ściskam i lecę dalej, bo muszę jeszcze przygotować się na jutrzejsze zajęcia.


Jesienna sesja z Kacprem.
P.S. Dwie fotki z jesiennej sesji z moim znajomym fotografem. Zdolny mężczyzna. Do zdjęć z tej sesji mam ogromny sentyment, bo całkiem skromnie (rzecz jasna) uważam, że wyszły najlepiej z dotychczasowych zdjęć ze mną w roli głównej. Fajnie mieć takie pamiątki. Sama uwielbiam fotografować, ale przyznam się, że czasem też lubię być po drugiej stronie obiektywu. Więc jeśli macie okazje to korzystajcie, nie krępujcie się, nie bójcie i nie wmawiajcie sobie, że się do tego nie nadajecie, bo kiedyś na starość wrócicie do tych albumów i nie będziecie żałować. Puki jesteśmy młode i piękne. Ze mnie też kiepska modelka. Fotograf się nieźle musi nagimnastykować, żeby wyszło coś fajnego, bo ja po prostu nie umiem pozować, ale czasem oglądając te zdjęcia mam wrażenie, że warto. Wspominam sobie i ciesze się, że podjęłam się tej zabawy.
Jeszcze raz pozdrawiam!

czwartek, 12 grudnia 2013

Yankee Candle i w moim posiadaniu

Cześć Dziewczyny!
Tak jak już wcześniej wspominałam do mojego kominka musiałam koniecznie dokupić jakieś woski. W mojej miejscowości znam tylko jedno miejsce, w którym znajdę słynne Yankee Candle (które tak zachwalałyście!) lub Kringle Candle (są zwolenniczki tych wosków). Tak się składa, że akurat w tym sklepie pracuje moja znajoma. Już wiele razy zarzekałam się, że wpadnę po świeczki czy woski, a teraz miałam jeszcze większą motywację (no bo nowy kominek). Na odstrzał poszły jednak Yankee Candle. Na początku skusiłam się na dwa, ale że pracuje na przeciwko tego sklepu (w którym wystawa sama Cię woła, a w środku wszystko zachęca do zakupy!!) to dziś dokupiłam kolejne dwa. Na razie miałam okazję wypróbować tylko jeden - "Soft Blanket". Zapach nie do końca mnie przekonał. Ja preferuje słodkie, a teraz tym bardziej świąteczne. Przez opakowanie ciężko było coś wyczuć, ale znajoma doradzała i polecała. Zapach taki rześki , świeży, rzeczywiście pachnie takimi porządkami, świeżymi pościelami. Do wytrzymania, ale nie jest to jakiś mój number one. Od taki po prostu nie przeszkadzający;)
Yankee Candle - Soft Blanket
Mam go już zapakowanego w taki woreczek, bo wczoraj testowałam. Rzeczywiście, ile wykorzystam tak intensywny będzie zapach. Miałam nie wielki problem z połamaniem go na części, bo w trakcie trochę się skruszył. Także następne tarty będę chyba ciąć nożem. 
Kolejną tartą, która na pewno będzie moją ulubioną świąteczną wersją jest " Christmas Cookie". Już czuję, że będzie to słodki zapach, rodem z kuchni w trakcie pieczenia ciasteczek! Aż szkoda mi zużywać.
Yankee Candle - Christmas Cookie
Trzecim jest "Cranberry Ice". I ten zapach ciężko mi na razie zdefiniować, bo przez opakowanie trudno jest cokolwiek wyczuć. Wąchałam świeczkę o tym zapachu to pachniała takimi mrożonymi malinami co czasami można kupić w spożywczym. Na pewno będzie słodki, ale wydaje mi się, że nie męczący. Taki pomiędzy.
Yankee Candle - Cranberry Ice
Ostatnim z mojej małej kolekcji jest "Paradise Spice". Zdecydowanie czuje w nim cynamon. Trochę przypomina takie gumy cynamonowe, które tata przywoził mi i moim siostrom z zagranicy (Wasi rodzice jak jeździli na pewno też!), one były w takim czerwonym opakowaniu. Przepyszne! I tak właśnie pachnie ta tarta. 
Yankee Candle - Paradise Spice
I tak wygląda moja mała kolekcja. Jestem w stu procentach pewna, że będę ją powiększać, bo stało się to moją małą obsesją. Mam chęć jeszcze wypróbować te Kringle Candle. Jestem ciekawa czy mają fajniejsze zapachy, jak je czuć w pomieszczeniu i co mają takiego w sobie czego nie mają Yankee Candle (poza dwa razy wyższą ceną). 
Yankee Candle
Ktoś próbował obie firmy? Jakie są Wasze ulubione zapachy? Czym pachną i z czym Wam się kojarzą? Wiem, że teraz wszędzie nastąpiła moda na te tarty czy świece z Yankee Candle. Ja sama skusiłam się na nie dzięki dziewczynom z Youtube i blogerkom. Szczególnie, gdy u nich w tle w filmikach czy na zdjęciach widać palące się kominki z woskami. Gdyby nie one pewnie nie wiedziałabym nawet, że takie coś istnieje. I jestem bardzo zadowolona, że stałam się ich posiadaczką. Będzie to mnie relaksować i odstresowywać w zimowe dni swoimi pięknymi zapachami, a z biegiem czasu będę też powiększać swoją (teraz na razie) mini kolekcję tart (swoją drogą czy tarta od wosku się czymś różni?)

Pozdrawiam i ściskam!

wtorek, 10 grudnia 2013

Mini haul

Cześć Dziewczyny!
Dzisiaj korzystając z okazji postanowiłam zmienić swój podkład i krem do twarzy na coś innego. Te, które mam kompletnie mi nie służą, choć dawałam im wiele szans. Podkład, mimo świetnych recenzji na wizażu, na YT i wśród innych blogerek, u mnie sprawdza się... gorzej niż kiepsko. Mówię tutaj o Revlon, Colorstay (24h). Ja mam tą wersje dla cery mieszanej/tłustej. Ale o tym napiszę oddzielną notkę. Co do kremu...to był kompletny zakup w ciemno, skuszona całkowicie reklamą i opakowaniami...no i niestety zapycha (nie wspominając o na prawdę ciężkim chemicznym zapachu). Mam na myśli Garnier, Hydra Adapt. Na pewno rzuciły Wam się w oczy - mają takie słodkie, kolorowe opakowania. Różowe, zielone, niebieskie, brzoskwiniowe...wszystkie w pastelowych odcieniach. No i to mnie zmyliło.
Przyznam, że dzisiaj też nie do końca zakup był świadomy...Ale nie zapłaciłam majątku, więc nie będę żałować, jeśli okaże się to nie wypałem. Wiedziałam, że coś na ich temat czytałam, ale jakie były opinie...nie pamiętam.
Skusiłam się, na popularny dość ostatnimi czasy, podkład Rimmel, Stay Matte. Ja mam go w odcieniu 100 - Ivory. Byłam troszkę przerażona przy stoisku Rimmela, gdy odcień 091 okazał się kompletnie biały jak dla mnie, a 103 zbyt ciemny. Na szczęście gdzieś w zapasach była zamyszkowana ostatnia setka (chyba czekała na mnie), która jeśli chodzi o kolor pasuje idealnie. Podkład, wg producenta, ma przede wszystkim matowić. Mi na tym nie zależy, bo i tak zawsze używam pudru sypkiego. Skusiła mnie jego konsystencja...taki jakby mus. Dla niektórych może to być uciążliwe, ja nie mam problemu z takiego typu kosmetykami, jeśli chodzi o rozprowadzenie. Bynajmniej tak mi się wydaje. Zależy mi, żeby był trwały, bo nienawidzę, gdy po godzinie schodzi mi podkład z cery (szczególnie na polikach) i robią się łatki. Oj, bardzo się wtedy wściekam. Na wizażu ma różne opinie...niektórzy bardzo zachwalają, inni wręcz przeciwnie. Nie do końca się tym sugeruje, bo zauważyłam, że te kosmetyki, które innym rewelacyjnie się sprawdzają - u mnie nie koniecznie. Zaś te, których opinie są na prawdę kiepskie - u mnie spisują się wręcz idealnie. Nie jest to reguła, ale często tak się zdarza. Dodam jeszcze, że za podkład w Rossmanie zapłaciłam niecałe 15 zł. Także nie majątek.

Krem...hmm... krem jest zupełną niespodzianką. Szczerze mówiąc szłam do regału z kremami z nastawieniem na Ziaje. Tanie, polskie i zachwalane. Już kiedyś miałam kilka kosmetyków z tej firmy, nie sprawdziły mi się one, ale postanowiłam dać Ziaji drugą szansę. Może po prostu trafiłam na jakieś felerne? Z resztą co ja wtedy mogłam wiedzieć o kosmetykach, gdy miałam zaledwie 15 lat. Tak więc...przy półce spotkało mnie małe rozczarowanie, bo były straszne braki w towarze. Nie wiedziałam za bardzo co dobrać... do cery mieszanej - u mnie bardzo wysusza...a i tak z nosa schodzi mi skóra płatami tą porą roku; do cery normalnej czy suchej - zazwyczaj zapycha. Tak więc z braku laku, bo kremy były tylko dwa ( nie licząc tych do zmarszczek) wybrałam do skóry wrażliwej: Ziaja, dla skóry wrażliwej - Ulga, krem łagodzący na dzień redukujący podrażnienia, z filtem 20. Dostał nawet jakieś wyróżnienie (bynajmniej tak piszą): "Laureat 2012 - InStyle - Best Beauty Buys". Czego oczekuje? Żeby nie zapychał i nawilżał. Może się świecić, może wolno wchłaniać, to bez znaczenia. Byle by nie zapychał i nawilżał.

Także zabieramy się za testowanie. Czy któraś z Was miała styczność z tymi kosmetykami? Chętnie dowiem się jak u Was się sprawdziły:)

Na sam koniec pochwale Wam się niespodzianką jaką dzisiaj rano tata mi sprawił! Od dłuższego czasu marzyłam o kominku, żebym mogła przetestować te wychwalane woski (np. z Yankee Candle ), ale niestety za każdym razem, gdy chciałam takowy sobie sprawić to nigdzie nie mogłam go znaleźć , a jak już był to nie za urodziwy. No i tadam!

Tato spełnił to marzenie! Kolory na zdjęciu trochę przekłamane, w rzeczywistości jest ciemniejszy i ma wiele odcieni, ale mniej więcej mogę Wam pokazać. Jutro lecę po moje woski (przypuszczam, że w świątecznych zapachach, polecacie jakieś szczególnie?). Już nie mogę się doczekać!

Czekam na Wasze odpowiedzi. Ściskam Was Dziewczyny! :*

sobota, 7 grudnia 2013

Na powitanie.

Cześć Dziewczyny.

Jak już wspomniałam (tam obok), nigdy nie zajmowałam się ani blogowaniem, ani tym bardziej vlogowaniem. Postanowiłam to zmienić, bo kto wie - może akurat i mnie to zafascynuje? Chciałabym Was wszystkie...vlogerki i blogerki , których filmiki i blogi mam przyjemność oglądać/czytać poznać w rzeczywistości, ale puki co witam Was na mojej stronie i serdecznie pozdrawiam! Czego możecie się spodziewać? Sama nie wiem. Nie jestem specem modowym, a w mojej kosmetyczce panuje minimalizm, ale jak każda kobietka lubię i chyba tym chcę się zająć - po mojemu. Blog ma być dla mnie fajną zabawą, przygodą. Mam nadzieję, że potraktuję go jak nowe hobby, poznam nowych ludzi, czegoś nowego się nauczę i wciągnie mnie to w stu procentach. Chciałabym też w końcu legalnie móc się udzielać na Waszych stronach czy kanałach i nie być ciągle tą anonimową w Waszych oczach. :) Także przedstawiam się - jestem Ania. Mieszkam w niewielkiej miejscowości w województwie Podlaskim (w niewielkiej w porównaniu z Białymstokiem czy Warszawą, ale nie jest to wieś:) ). Uwielbiam podróżować (choć szczerze mówiąc mało co widziałam-jeszcze), a w moich rękach wiecznie tkwi aparat (na nieszczęście mojej rodziny czy znajomych). Początki bywają trudne - czy Wy też miałyście problem z przełamaniem się? Pokazaniem kim na prawdę jesteście? I trochę obaw jak zareagują Wasi znajomi? Ja tak mam. Ale mimo wszystko cieszę się na początek nowej przygody... 


Serduszko od "Świętego Mikołaja" - wiem kto maczał w tym paluszki, bardzo dziękuje - już zawisło na mojej tablicy korkowej i bardzo ładnie się tam prezentuje. Tak na początek, żeby nie było tak goło i pusto w tym powitalnym poście. :)



Z całego serca Was ściskam i pozdrawiam! :) Do usłyszenia wkrótce!