wtorek, 9 grudnia 2014

Świec nigdy mało?

Wszędzie vlogmasy, świąteczny szał. Nie żebym nie lubiła oglądać. Bardzo chętnie. Ale jakoś nie gonię za tym świątecznym klimatem. Może dlatego, że będąc tutaj wcale go nie czuję. Więc jedyne co mi zostało to odliczanie dni do mojego urlopu. Jestem jedną z tych niewielu szczęściar, którym uda się wybrać na święta do domu rodzinnego. Ale wracając do tematu zdjęć, które wrzucę... nie można mnie określić jako osobę, która świątecznie przystraja pokój, bo nigdy tego nie robię. Raczej stawiam na choinkę i tyle mojego. W tym roku nawet nie wiem czy będę sobie tym zawracać głowę. Ale za to jestem wielką maniaczką świec...szczególnie w okresie jesienno-zimowym i szczególnie, gdy codziennie mam dużo na głowie. To ostatnimi czasy jedyny sposób, który mnie relaksuje. Nie zapach, a widok. Daje jakieś takie poczucie bezpieczeństwa. Szalone, ale większość z Was tak ma - jestem pewna. Dzisiaj z racji wolnego dnia zawędrowałam do HomeBase, a mam go dosłownie za rogiem. Aż dziwne, że nigdy tam nie byłam. Miałam zerknąć na firanki, ale gdy zobaczyłam sekcję z świecami, świecznikami i różnymi innymi duperelami do pokoju to o firanach (słowo daję) zupełnie zapomniałam. Jestem teraz na etapie "zmieńmy coś w pokoju - poczujmy się jak w domu" skoro zapowiada się, że trochę tu zostanę, więc bardziej cieszą mnie zakupy w Ikei niż w Zarze (smutna prawda, chociaż szczerze mówiąc do Zary nigdy mnie jakoś nie ciągnęło, nie pasuje mi ich styl). No i wyszłam...z dwoma przepięknymi świecznikami i świecą a'la Yankee Candle. Może nie pachnie tak intensywnie jak Yankee, ale gdy ma się w pokoju osobę, która ma gdzieś czy śpi pod kołdrą w piżamie czy pod workiem na śmieci w ciuchach, to nawet świeca z Prajmaniego pachnie intensywnie. Bogu dzięki, że pomieszka już tylko dwa tygodnie...współlokatorka, nie świeca. Wracając do tematu, majątku nie wydałam...świeca kosztowała mnie cztery funty, duży świecznik dwa i pół, a mały funt i pół... z kolei relaks i zadowolenie bezcenne! Ach, życie jest piękne... ;)













wtorek, 18 listopada 2014

Relacja z spotkania z Agą i Kornelą w Londynie.

Jestem bardzo podekscytowana. Spotkanie było na prawdę udane. Poznałam przesympatyczne dziewczyny i dwie moje ulubione vlogerki. Wyprawa była z przygodami. Przed samym spotkaniem już prawie zrezygnowałam, bo ostatnimi czasy mam dużo na głowie i jeszcze dużo przede mną, ale koniec końców stwierdziłam, że muszę się czasem oderwać, a takie spotkanie nie zdarza się często i na pewno będę sobie pluła w brodę, że nie pojechałam. Sam dojazd był kłopotliwy. Mężczyzna otworzył drzwi swojego samochodu osobowego akurat, gdy nasz autobus przejeżdżał obok... więc przez 10-15 minut tkwiłam w autobusie wypatrując następnego i zastanawiając się ile jeszcze zejdzie spisywanie zaświadczeń i innych pierdół, będąc przy tym już mega spóźniona. Później przez kolejne 30 minut krążyłam po Westfield. Pierwszy raz w życiu zgubiłam się w centrum handlowym i już od razu nie przypadł mi do gustu. Ale w końcu dotarłam. Nasz stolik rzucał się w oczy...siedziało przy nim plus/minus trzydzieści dziewczyn, więc nie sposób było nie zauważyć. Zza szyby wyglądało to trochę jak spotkanie po latach klasy żeńskiej albo spotkanie z przedstawicielem kosmetyków :D. Samo miejsce było genialne i na wspomnienie tego przepysznego burgera z grillowanym kurczakiem i pesto cieknie mi ślinka. Szkoda tylko, że nie chcieli nas uraczyć kawą, bo akurat "zepsuł" im się ekspres, ale nadal nie jestem przekonana czy to tylko zrządzenie losu czy złośliwość panienek, które tam pracowały i które po prostu nie miały ochoty robić trzydziestu kaw. Mniejsza o to.
Główne "gwiazdy programu" zrobiły na mnie na prawdę dobre wrażenie. Wprawdzie z Agą zamieniłam raptem kilka słów, bo ciężko z wszystkimi porozmawiać, gdy jest taka liczna grupa, ale z Kornelą już trochę więcej. I powiem Wam, że nie rozczarowałam się. Kornela zawsze robiła na mnie wrażenie na ekranie swoim pozytywnym nastawieniem do życia i ludzi oraz optymizmem. Nie mogę ocenić jaka jest w życiu prywatnym, ale mam wrażenie, że nie udaje, że rzeczywiście taka jest. Całe popołudnie była uśmiechnięta, wyglądała swoją drogą prześlicznie i starała się z każdym zamienić chociaż słowo. Bierzmy pod uwagę też to, że to normalna dziewczyna jak każda z nas. Nie sława po szkole aktorskiej, nie sława z czerwonego dywanu tylko zwykła, pracująca jak każdy, osoba, która ma po prostu fajną pasję i robi to na prawdę bardzo dobrze. Taką jaką widzimy ją w filmikach, zarówno wizualnie jak i osobościowo, ja poznałam ją osobiście.
Był pyszny obiad z herbatką, później kawcia z Starbucks'a i ploteczki na podłodze w samym środku centrum handlowego Westfield. Ponad trzydzieści przepięknych polek wyglądających rodem jak wycieczka z szkoły średniej. Było zabawnie i mam nadzieję, że szybko to powtórzymy i że kontakt z poznanymi dziewczynami mi się nie urwie, bo były to na prawdę przesympatyczne i wartościowe kobietki. Ale wiecie co sprawiło mi największą frajdę? To, że w końcu mogłam fotografować dziewczyny, zarówno Agę i Kornele, jak i przesympatyczne uczestniczki spotkania. i nie słyszałam sprzeciwu! :D Byłam w swoim żywiole. Pozdrawiam i ściskam!

Moje ulubione zdjęcie. Kornela zatrzymana w biegu londyńskiego biegu, hihi. Coś czuję, że za te nękanie robieniem zdjęć będę miała następnym razem zakaz wjazdu na spotkanie. ;)
Mały model w eleganckim stylu. 

Z przepięknymi oczyma.
A nie mówiłam, że zawsze uśmiechnięta?


Selfie muszą być!
Byłam pod wrażeniem, że faktycznie tyle dziewczyn się zjawiło.
Jestem fanką jej fryzury! 


Z Iwonką liczyłyśmy na małe zakupki po spotkaniu korzystając z okazji, ale niestety nie było nam to dane tego dnia - centrum czynne było tylko do 17.
No i słynna chatka Świętego Mikołaja. Przez chwilę poczułam magię świąt, choć to dopiero połowa Listopada, ale zaraz zaczął padać deszcz więc wszystko prysło :D