Słuchajcie dziewczyny!
Jeśli któraś z Was marzy o długich rzęsach za pomocą przedłużania metodą 1:1, albo już się wręcz zdecydowała... przemyślcie to trzy razy.
Ja, Wasza "wspaniałomyślna" koleżanka, wpadłam na "genialny" pomysł...przedłużę sobie rzęsy. Koleżanka robiła, efekt był wow; dziewczyna, która się tym zajmuje jest sprawdzona...w sumie czemu nie? Nie muszę tuszować, będą dłuższe, bo ja z natury mam krótkie rzęsy (miałam, bo teraz są jeszcze krótsze). I pluję sobie w brodę, że miałam tamtego dnia pieniądze albo że w ogóle przyszło mi to do głowy.
Sama robota była wykonana bardzo dobrze. Dziewczyna, po kosmetologii, pracująca w salonie kosmetycznym, była bardzo dokładna i przesympatyczna. Pierwszy błąd jaki popełniłam...to, że pozwoliłam jej wybrać długość , bo "ja się nie znam". Byłam z lekka w szoku patrząc w lusterko i widząc nowe rzęsy, w których z moją niewinną buźką wyglądałam jak porcelanowa lalka. Nie wyglądały naturalnie (na czym bardzo mi zależały). Były zbyt długie. To nic, my bad, mogłam sama zadecydować jaka długość mi odpowiada. I to nic, że w McDonaldzie wszyscy kątem oka zerkali na mnie jak na pustaka. Cały czas czułam się w tej długości niekomfortowo, więc wpadłam na kolejny równie "mądry" plan - delikatnie je przytnę. I wszystko było na prawdę okej. Jakoś bym to zniosła, choć coraz bardziej czułam, że nie odpowiada mi te sztuczny "wachlarz" na moich rzęsach. Ale schody zaczęły się znacznie później... gdy obudziłam się rano. Oko piekło mnie niemiłosiernie (o dziwo jedno), jakbym miała coś pod powieką...choć nic tam nie było. Zaczęłam to przecierać (bo człowiek niecierpliwy), a rzęsy zaczęły lecieć jedna za drugą(oczywiście nadal mowa o jednym oku). Ani nie mogłam się wyszykować do pracy, ani nawet prowadzić samochodu...bo jedyna pozycja oka w jakim nie czułam bólu to, gdy było ono zamknięte. Piekło, piekło, cały Boży dzień psując mi przy tym humor. Wieczorem do tego wszystkiego napuchło...i moja cierpliwość się skończyła. Byłam przerażona, widząc stan mojej twarzy... widząc jak lecą mi te rzęsy razem z moimi naturalnymi, jak łzawi mi oko, jak napuchło. Trzeba działać... pogotowie odpada, bo wyślą do okulisty, okulista na niesforne rzęsy też nic nie poradzi, a kosmetyczka w niedziele wieczór nie pracuje. I tu narodził się trzeci pomysł. Poleciałam do marketu, kupiłam pierwsze lepsze ( im bardziej tłuste tym lepsze, wypadło na firmę Nivea) mleczko do demakijażu (na co dzień nie używam) i postanowiłam się ich pozbyć (bo kosmetyczka mówiła " unikać tłustych kosmetyków, bo rozpuszcza klej!"). Nie obyło się bez płaczu ("miałam być piękna na święta i sylwestra...będę chodzić bez rzęs!! Zrobię z siebie monstrum, choć i tak już jestem" - mniej więcej podobny lament), nadłubałam się przy tym z dwie godziny, obolała, wciąż przerażona, że zostanę bez rzęs... Ale nade mną chyba czuwa jakaś dobra dusza, bo udało mi się odratować...wprawdzie nieco krótsze, ale są - moje, własne jak najbardziej naturalne! Choć oko nadal piecze.
W czym morał? Dziewczyny, zanim zdecydujecie się na sztuczne rzęsy... przeanalizujcie dokładnie czy aby na pewno nie wolicie być naturalne (ja jednak wolę), czy takie rzęsy nie będą Wam przeszkadzać i jaka długość Wam się marzy. Pamiętajcie, że długie rzęsy fajnie wyglądają przy pełnym makijażu, na przykład wieczorowym, a nie koniecznie przy dziennym. I te z wrażliwszymi oczyma powinny się raczej wstrzymać. Ja do takowych nie należę, a mimo wszystko wystąpiła u mnie reakcja alergiczna. Naklnęłam się przy tym, naryczałam, nadłubałam, bolało jak diabli i szkoda było mi wydanej na tą głupotę kasy. Uważam to za najdurniejszy pomysł jaki kiedykolwiek wpadł mi do głowy. I dziękuję Bogu, że udało mi się je zdjąć i że pozostały jeszcze te naturalne . I modlę się, żeby oko przestało boleć i żeby nie wdało się żadne zapalenie spojówki. Efekt, który zastałam nie był wart tylu godzin leżenia u kosmetyczki, ani tymbardziej tego cierpienia jakie przeszłam. Wiem, że są dziewczyny, które chwalą. Wiem, że co miesiąc dopełniają i nie wyobrażają sobie życia bez sztucznych rzęs. Przypuszczam, że gdyby nawet były krótsze, dużo krótsze to nadal przeszkadzało by mi to, że mam coś sztucznego na sobie (z tego samego powodu nie mogłabym przedłużyć włosów). Ale człowiek głupi puki sam się nie przekona. Chciałam wyglądać pięknie, mieć seksowne spojrzenie, a wyszło na odwrót. Także naturalne mimo wszystko górą.
Buziaki.
głowa do góry! dobrze, że jednak wszystko w miarę dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuńteż nie mam jakiś rewelacyjnie długich rzęs ale dobry tusz potrafi zdziałać cuda :)
a sztuczne rzęsy ( używam głównie z Inglota) tylko na jakąś większą okazję raz na baaaaaardzo długi czas :)
pozdrawiam, www.ffoxyy.blogspot.com :)
Jest genialny tusz z Bourjois...taka jakaś nowość, z przekręcaną szczoteczką - efekt WOW. ;)
UsuńOjej brzmi na prawdę przerażająco, aż mnie w trakcie czytania oczy zaczęły bolec. Tez chciałam poddać sie temu zabiegowi, ale odrzucił mnie inny powód. Słyszałam ze nie można do końca oka zamknąć przy sztucznej rzęsie, a nie wyobrażam sobie spać przy polotwartych. Znowu, nie wiadomo czy każdy odczuwa ten dyskomfort, ale ta historia w połączeniu z twoja zdecydowanie dowiodły mnie od tego pomysłu. Bądźmy naturalne ;)
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia z tym biednym oczkiem. Sciskam Megi
Oko można zamknąć, ale cały czas czuje się (psychicznie) sztucznie :D
Usuń:O Jakie przygody miałaś ;( Ja się zastanawiałam, bo chciałam na studniówkę, ale chyba jednak przykleję takie na pasku, to w każdej chwili będę mogła odkleić.
OdpowiedzUsuńAle kiedyś podobnie też mialam z takimi na pasu. Oko mnie piekło strasznie, ale u mnie to jak zamykałam :P No ale przecież mrugać musiałam, więc zdjęłam jak najszybciej. Na szczęście, były na pasku.
przyklej te na pasku...w te 1:1 się nie baw...nie polecam;)
UsuńRany...Bardzo mi przykro że zabieg nie tylko się nie udał, ale przyniósł same straty.. Mam nadzieję że ból szybko Cię opuści, a Ty na nowo poczujesz się naturalnie piękna :)) Dzięki za podzielenie się tym ze mną :-*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Katherine Unique
Całkiem przypadkiem trafiłam na twojego bloga i powiem Ci szczerze że wpis o rzęsach przemówił mi do rozsądku :) koleżanka ostatnio zrobiła sobie rzęsy i wyglądała super przez co sama się nakręciłam na takie szaleństwo... wahałam się jednak bo swoje naturalne rzęsy mam długie, gęste i podkręcone więc nie byłam pewna czy jest sens... Twój post utwierdził mnie jednak w tym że nie warto! A malowanie rzęs jest w pewnym sensie przyjemne :) dzięki :) Może zaryzykuję jedynie na swój ślub.. oby obyło się bez pieczenia oczu bo to by była tragedia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://j-over-the-rainbow.blogspot.com/ - ślubne inspiracje, wnętrza, podróże, gotowanie :)