środa, 25 czerwca 2014

Wyprawa w nieznane?

Podziwiam ludzi, którzy lubią zmiany. Ja osobiście nienawidzę. Nie lubię zmian w pomieszczeniach, nie lubię zmian fryzur ani nawet dzwonka w telefonie. A już tym bardziej kiepsko znoszę zmiany otoczenia. Więc zachodzę w głowę dlaczego zadecydowałam się na przeprowadzkę do innego miasta...ba, innego państwa. Także siedzę sobie od prawie miesiąca w Londynie. Londyn już znacie. Nie jedna blogowiczka albo zaczynała tam swoją karierę albo nadal ją ciągnie. Kocham Londyn. Zawsze chciałam go zobaczyć, a później zauroczyłam się jeszcze bardziej. Bardzo szybko zdecydowałam się na tą zmianę. Były chwile zwątpienia przed wyjazdem, jak i po przyjeździe. Musiałam wiele zmienić, wiele poświęcić. Zostawiłam w Polsce rodzinę i wspaniałych i bliskich mi przyjaciół. Ale zawsze coś kosztem czegoś. Żeby nie było zbyt kolorowo. Pracę znalazłam na momencie. I (odpukać, o dziwo) jeszcze nie chcą mnie z niej wyrzucić mimo mojej jakże małej umiejętności porozumiewania się w języku angielskim. I choć nie raz klnę na cholernie długie "podróże" w tą i z powrotem. Na bezradność, kiedy depozyt w pracy blokuje mi wypłatę. Na murzynki, które z byle gówna robią aferę w autobusie. I na zablokowany Oxford Street w każdą niedzielę, gdzie serwują przeróżne rozrywki - zarówno mieszkańcom jak i mi. A dokładniej przed Oxford kierowcy autobusów robią nam wysiadkę i gwarantują darmową pieszą wycieczkę przez cały Oxford Street do pracy (bo droga nieprzejezdna). To może wyjdzie mi to na dobre? Nie wiem, staram się zadomowić, jakoś przywyknąć i choć podoba mi się ten szybki tryb życia to czasem...ale każdy ma gorsze dni. Nawet przywykłam do dzielenia pokoju i chałupy pełnej ludzi. Do tego, że muszę wstawać z samego rana...jeszcze nie i nie wiem czy kiedykolwiek to nastąpi. Londyn sam w sobie nie robi już takiego WOW. Zaczęłam zauważać brudne uliczki, ogrom ciapaków i murzynów, chamstwo i już nie widzę uśmiechu na twarzy każdego tylko przeważnie zmęczenie. To mimo wszystko nadal ma w sobie coś magicznego. Jakąś moc, że człowiek mimo zmęczenia ma nadal siły, żeby robić coś więcej (nawet iść na imprezę o godzinie 23 po całym dniu pracy wiedząc, że następnego dnia też biegnie do pracy O_o, ale nie wiem czy tu akurat jest się czym chwalić - taka to moc, tyle energii daje - to wisi w powietrzu). Ogólnie miasto dobrze na mnie wpływa. Mam mniej depresji (choć nadal bywają), bo może po prostu nie mam na nie czasu? Uczę się mniej narzekać i gadać o sobie. Stałam się mniej antyspołeczna. I ogólnie rzecz biorąc czuje, że nie marnuje życia. A przede mną jeszcze tyle do zobaczenia ,do przeżycia, że aż sama nie mogę się doczekać. Na razie staram się zadomowić w nowym pokoju. Jestem mega zadowolona, bo udało mi się zostać w tym domu, w którym mieszkają moi przyjaciele i nie muszę się użerać z obcymi ludźmi. No i jestem w końcu "na swoim" co ma oczywiście zarówno plusy jak i sporo minusów. O Was oczywiście nie zapomniałam również. Nowinki prosto z stolicy Anglii będą i do Was docierać. 
Ściskam. 
 Oxford Street - zdziwiłabym się, gdyby tam nie było ludzi.Najlepsze sklepy na całym świecie!
 Jedna ze stacji metra z góry... ;)
 Atrakcje na Oxford - Urodziny Londyńskiego Autobusu. Happy Birthday Bus! 

 Tyle autobusów, a ja musiałam iść piechotą. O_o
 Praca przyniesiona do domu (czyli tak zwana "po godzinach")
Piccadilly nocą. Taki widok zastaje...codziennie.

8 komentarzy:

  1. Nooo... gratuluje decyzji!
    Na pewno sporo przezyjesz i nauczysz sie... przede wszystkim zycia ;)
    Trzymam kciuki !

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest własnie kochana siostro dorosłość.....taka słodko -gorzka.puszeczka do herbaty

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne zdjęcia i na sushi narobiłaś mi ochoty ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo chciałabym wybrać się do Londynu na wycieczkę, ale na razie odkładamy to na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudownie! Domyślam się, że to trudna decyzja, taki wyjazd. Mam nadzieję, że się zadomowisz :) Ja od zawsze chciałam pojechać chociaż na taką wycieczkę do Londynu, ale jak już nadarzyła się okazja, wyjazd odwołano. Na pewno kiedyś się tam wybiorę, nie ma bata. Zdjęcia są piękne.
    Buziaki, Ola
    http://little-wonderland-by-ola.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. powodzenia!
    a tak ps. narobiłaś mi straszną ochotę na sushi :D

    OdpowiedzUsuń
  7. piękne zdjęcia ...sama sobie wiecznie zaprzątam głowę tym, ile jeszcze wytrzymam w pl :D zazdroszczę, mnie póki co trzymają TU studia i praca.. ale kto wie..może za parę lat LD

    OdpowiedzUsuń
  8. powodzenia! obserwuję i zapraszam w wolnej chwili do mnie:) pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń